Mecz kończący pierwszą rundę miał być i powinien być spacerkiem dla naszej drużyny. Jednak to co wydarzyło się na boisku można przyrównać do gatunku literackiego który reprezentują Dziady - A.Mickiewicza.
Faworyt był oczywiście tylko jeden, lecz na boisku już tak różowo nie wyglądało. Po raz kolejny okazało się że UT nie lubi grać z zespołami znacznie niżej notowanym.
Początek meczu i od razu okazja bramkowa dla Ultramarynowych. Potem nonszalancja, rozkojarzenie w rozgrywaniu akcji powodowała iż do głosu doszli przeciwnicy, nie mając co prawda jakiś klarownych sytuacji, ale kilkukrotnie groźnie zamieszali pod bramką Piotra Nalepy. Z naszej strony było kilka groźnych strzałów, lecz bramkarz Vive stał dokładnie tam gdzie nie powinien i bronił strzały lecące w światło strzeżonej bramki.
O pierwszej połowie powiedzieć że się odbyła to i tak za dużo. Kto nie wiedział która drużyna jest vice-liderem ligi, z przebiegu spotkania miałby problem z poprawnym jej wskazaniem.
W drugiej połowie młodzi chłopcy z Vive zaczęli śmielej atakować i stwarzać groźne sytuacje, na szczęście bardzo czujny tego dnia Piotrek nie dał się zaskoczyć. Mijały minuty, aż w końcu przebłysk geniuszu zawodników o niebanalnych umiejętnościach przyniosła bramkę dla UT. Długie i przede wszystkim mądre rozgrywanie piłki, uśpiło rywala, a następnie szybkie trzy podania na tzw. klepkę z ostatnim otwierającym drogę do bramki pięta Tomka Bojdy do Darka Klaczy i wreszcie mamy 1-0 dla United.
Gdyby tak grali wcześniej już po pierwszej połowie mogło być po meczu, ale nie było.
Bramka powinna uskrzydlić UT, zdjąć z nich presję uciekających minut, które niewątpliwie usztywniły naszych graczy. Ale UT lubi sobie komplikować życie i ni z tego ni z owego Vive wyprowadza kontrę i strzela wyrównująca bramkę. Szok. Zostało niespełna 5 minut, a wynik był bardzo niezadowalający. Jakby tego było mało chwile później piłkę meczową mieli przeciwnicy po raz kolejny wychodząc z kontrą i gdyby nie ofiarna interwencja Piotrka Nalepy, który wybronił sytuację sam na sam, United Team znalazłoby się w bardzo trudnej sytuacji.
Na 2 i pół minuty przed końcem spotkania, kapitan Maciek Marczewski wziął czas aby przedyskutować sytuację i zaplanować akcje drużyny. To przyniosło skutek. Na szczęście jedna z ostatnich akcji przyniosła upragnionego gola. Pewnym egzekutorem został najlepszy strzelec zespołu Tomek Bojda.
W międzyczasie drużyna Vive miała jeszcze jedną groźną akcję lecz przed stratą bramki uratowała nas poprzeczka. Mecz zatem wyszarpany, ale wygrany i to się liczy. Teraz czas na odpoczynek i oczekiwanie na wznowienie rozgrywek. Oby w następnej rundzie każdy następny mecz wyglądał znacznie lepiej gdyż potencjał drużyny jest znacznie wyższy niż zaprezentowany poziom w ostatnim meczu.
Warto zapamiętać, że siłę drużyny pokazują mecze gdy drużynie kompletnie nie idzie gra i gdy taki mecz udaje się wygrać. Należy pamiętać, wygrywamy razem jako drużyna i razem się wspieramy w przypadku niepowodzeń!